Ocalały oczywiście nasze fotografie rodzinne, bo łatwiej je ocalić niż inne rzeczy. Ocalała Nowoczesna Encyklopedia Ilustrowana Arcta z 1938, prezent dla Stasia od inżyniera Bryły. I Biblia Jakuba Wujka z 1928. Zaczytana, z pod -kreślonymi wersetami, z uwagami na margine sach – zanotowanymi ręką też wujka, ale wujka Wojciecha, wujka-dziadka, ciotecznego dziadka, który naprawiał maszyny do szycia i czytał dużo książek, przepisując z nich ważne dla siebie fragmenty, nadzwyczaj mądre, zabawne, paradoksalne, można powiedzieć, że wujek był intelektualistą, gruby zeszyt takich wypisów również ocalał, a w nim choćby ten urywek ze Złotej Legendy, jak to święty Mikołaj zaraz po urodzeniu, kąpany w wanience, „podniósł się i stanął”, a potem ssał pierś matki tylko dwa razy w tygodniu: w środy i w piątki − dlaczego akurat w te dni, Jakub de Voragine nie wyjawia, ale wujek Wojciech domyślał się, że była w tym jakaś metoda. Ocalało kilka tomów Kraszewskiego oraz wspomnienia amerykańskie twórcy warszawskiego Prudentialu, Stefana Władysława Bryły, którego wujek miał zaszczyt poznać osobiście we Lwowie, podobno na jakiejś sesji poświęconej konstrukcjom spawanym, a ciocia Aniela, ciocia-babcia, cioteczna babcia, z dumą o tym po latach, gdy wujek już nie żył, wspominała. No i o tym prezencie dla Stasia... Dumni byli warszawiacy i cała Polska z tego drapacza chmur, nie tak ogromnego jak nowojorskie giganty, jak Empire State Building, ale którym King Kong byłby chyba jednak nie wzgardził, przez wzgląd na łączące go z nim
pokrewieństwo duchowe − na to, jak dzielnie budynek się spisywał w powstaniu i przez całą wojnę, i nie dawał się skruszyć, i byłby się pewnie wspiął King Kong na dach Prudentialu, i stanął jak posąg dzielności na posągu dzielności, rzucając wyzwanie wrogom − teraz i na wieki. W kuchni, jako pojemnik na cukier i element dekoracyjny, metalowa puszka po wedlowskim kakao – w sumie smutna pamiątka, nostalgiczna i żałosna, okruch po solidnych czasach, które roztrzaskała wojna. Ogień tak był nażarty, przesycony, że nie strawił ani nawet nie liznął pliku kartek zapisanych ołówkiem z dziennika szesnastoletniego chłopca, jedynaka, który do wielkich w marzeniach rodziców rzeczy był powołany, ale wyszedł z domu i nigdy nie wrócił, ślad po nim zaginął (a był wtedy właśnie na etapie zaczytywania się Kraszewskim i bardzo, bardzo chciał przeczytać wszystkie jego historyczne powieści), ogień nie strawił także kalendarzyka, w formie małej książeczki z poradami i ciekawostkami, z zaznaczonym dniem, kiedy to się stało... Ten mały Adaś z getta, który przez pewien czas przychodził do nich na ulicę Kulparkowską... Ciocia i wujek rozważali, czy go nie usynowić, nie potraktować jako rekompensaty... Prawie go pokochali. Jeszcze chwila i byliby go pokochali całym sercem. Ale wujek był rozsądnym człowiekiem i jego rozsądek w porę zwyciężył. Nawet jego oczytanie nie przeszkodziło mu w podjęciu jedynie słusznej decyzji. Dalszego ciągu nie będzie. Ani tu, ani tam, ani gdzie indziej. Jeden z milionów dowodów na...